Zawsze byłem naturalnie konkurencyjnym człowiekiem. Niezależnie od tego, czy grałem w kickball w pierwszej klasie, czy blogowałem w swojej karierze, zawsze chciałem być najlepszy. Jednak, podobnie jak wiele cech charakteru, rywalizacja jest zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem.
Około 10 miesięcy temu, ponieważ naprawdę dobrze czułem się z moją karierą, zacząłem wchodzić w interakcje z wieloma odnoszącymi sukcesy ludźmi, szczególnie tymi w moim wieku. Ale wraz z tymi ekscytującymi przedstawieniami i rozwijającymi się zawodowymi relacjami pojawiła się duża konkurencja i zazdrość z mojej strony. Na przykład, kiedy profesjonalny kontakt uzyskał fundusze na jej start z nikąd, natychmiast zacząłem się zastanawiać, co niesprawiedliwe oznacza, że mogła to wykorzystać i dlaczego tego nie zrobiłem (zamiast po prostu pogratulować jej i przejść dalej).
Zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, że moja konkurencyjna natura staje się niezdrowa: zbyt mocno koncentruję się na tym, co robią inni ludzie, i denerwuję się, że nie osiągnęłam tego samego poziomu sukcesu. Na szczęście wszystko to działo się w mojej głowie, więc nie raniąc nikogo oprócz siebie swoimi ciągłymi porównaniami, ale bardzo mnie bolało.
Cała ta wewnętrzna walka doszła do głosu, gdy jeden z moich kontaktów zdobył mnóstwo prasy dla jej nowego startupu, który jeszcze nawet nie istniał. Nie mogłem w to uwierzyć! Pracowałem nad moim startupem od prawie dwóch lat i nie otrzymałem prawie tyle prasy. To niesprawiedliwe!
Mniej więcej tydzień później rozmawiałem z nią o tym, kiedy od niechcenia wspomniała, że dostała to wszystko od zimnych, bardzo specyficznych dziennikarzy, którzy specjalizują się w nowych, gorących startupach. Wysłała mi nawet szablon e-maila, którego użyła.
Nagle coś kliknęło: gdybym zawsze koncentrował się na „pobiciu” kogoś innego, marnowałbym energię i nigdzie nie dochodził. Ale gdybym mógł przekierować swoją zazdrość i wykorzystać ją do zebrania kilku wskazówek, mógłbym być coraz lepszy.
Innymi słowy, moja sieć nie jest konkurencją; to jest klasa.
Wcześniej myślałem: „Ta osoba jest o wiele lepsza i muszę ją pokonać”. Teraz, gdy natknę się na kogoś, kto robi coś, co chciałbym zrobić, myślę: „Ta osoba robi bardzo dobrze. Mam zamiar ukraść mu jedną wielką wskazówkę i dodać ją do mojego arsenału wskazówek. ”
Zmiana jest prosta, ale widziałem ogromne wyniki.
Na przykład, zamiast stawać się konkurencyjnym, gdy bliski przyjaciel zaczął zarabiać duże pieniądze na nowej umowie na blogu, zapytałem ją, jak przeszła negocjacje z freelancerem i złapałem wskazówki, których na pewno bym nie pomyślał. Byłem w stanie wykorzystać je, kiedy miesiąc później zacząłem pisać na nowej stronie internetowej. Gdybym tylko siedział tam, czując, że „przegrywam” tę wyimaginowaną bitwę, naprawdę przegrałbym - to znaczy wiele okazji!
W innym przypadku znany mi dziennikarz zaczął zdobywać imponujące profesjonalne kontakty z prędkością warp. Przez jakieś przerażające prześladowanie z mojej strony (i wreszcie spytanie go o to pewnego dnia, kiedy rozmawialiśmy o rozwoju zawodowym), zorientowałem się, że dołączył do określonej grupy networkingowej, spotkał się z tymi ludźmi na szeregu wydarzeń, a następnie zaczął interakcja z nimi na Twitterze. Zwracając uwagę na to, jak to robił, zamiast być zazdrosnym, mogłem ukraść kilka wskazówek na temat tego, jak rozkręcił sieci.
Najlepsza część? Przekonałem się, że ludzie chętnie dzielą się wskazówkami. W końcu imitacja jest najszczerszą formą pochlebstwa. Przyznanie, że jesteś całkowicie zazdrosny o czyjś sukces i chciałbyś uzyskać jakąś radę, może być świetnym sposobem na przekonanie go do rozmowy.