Kiedy mówię ludziom, że mieszkam w Południowej Afryce i pracuję nad inicjatywą dotyczącą HIV / AIDS, zwykle wyobrażają sobie, jak wykonuję pracę pseudo-misjonarską, pracując w domach dziecka, ratując chore dzieci.
W rzeczywistości mój przeciętny dzień składa się z połączeń konferencyjnych, spotkań i arkuszy kalkulacyjnych. Mam ciepłą wodę i prąd, mogę uzyskać dostęp do Internetu (cóż, przez większość czasu), a na moim bloku jest restauracja sushi. Ku mojemu zdziwieniu, ku mojemu zaskoczeniu, noszę spódnicę i szpilki do pracy.
Ale pomimo tych znanych wygód dostosowanie się do zagranicznego środowiska zawodowego nie jest pozbawione wyzwań i na pewno nauczyłem się po drodze nieoczekiwanych lekcji.
Nowy zestaw norm
Jako obcokrajowiec będziesz miał inny sposób robienia rzeczy i będziesz musiał dostosować się do nowego zestawu norm. W mojej sytuacji obejmowało to wszystko, od zrozumienia znaczenia pozdrowienia i odpowiednich tytułów po zrozumienie społecznych i politycznych zawiłości związanych z HIV / AIDS.
Jedną z głównych zmian było nauczenie się nawiązywania silnych relacji z moimi południowoafrykańskimi kolegami przed zanurzeniem się w pracy. Jako Amerykanin - i nowojorczyk - mam skłonność do robienia interesów. Ale w Południowej Afryce relacje międzyludzkie i szacunek mają najwyższe znaczenie - są cenione ponad wydajność i muszą zostać ustanowione przede wszystkim. Poświęcenie czasu, aby właściwie powitać kogoś i zapytać, jak się czuje, nie wchodzi w grę; to konieczność.
Nie jest łatwo ominąć granicę między wydajnością a dyplomacją, a nie ma łatwego sposobu na znalezienie równowagi. Wymaga cierpliwości, taktu na miejscu, dyplomacji, a przede wszystkim czasu.
Zbieranie bitew
Weźmy na przykład „czas Afryki”. Przyjąłem do wiadomości, że spotkanie o 9 rano prawie zawsze rozpocznie się po godzinie 9:30. Ale gra zmieniła się, gdy w grę wchodziły inne zagraniczne osoby. Kiedy jeden z południowoafrykańskich kolegów wielokrotnie pojawiał się późno na spotkaniach zespołu zadaniowego, którym kierowałem, zacząłem otrzymywać skargi od innych uczestników spoza Afryki Południowej (jeden e-mail brzmiał: „żartuje?”). Choć zrozumiałem „czas Afryki”, przedstawiciele innych organizacji międzynarodowych tego nie rozumieli i potrzebowaliśmy, aby byli szczęśliwi, abyśmy mogli robić postępy jako zespół.
Ostatecznie postanowiłem skupić się na tym, co tak naprawdę próbowaliśmy osiągnąć, i ocenić, co może temu przeszkodzić. Choć czułam się nieswojo, podnosząc ten problem, skonfrontowałam mojego kolegę z powodu jego powtarzającego się spóźnienia, które utrudniało członkom zespołu poważne potraktowanie pracy. Rozmowa była nieco bolesna i nie był zachwycony, ale potem nigdy nie spóźniał się na spotkanie.
Pamiętając duży obraz
Niebezpieczeństwo frustracji związanej z pracą podczas pracy za granicą polega na tym, że może łatwo przypaść do głowy tęsknotę za domem i zastanawiać się nad decyzją o przeprowadzce. W takich przypadkach pomocne było zapamiętanie dużego obrazu i tego, dlaczego tam byłem. Jeśli przeprowadziłeś się do innego kraju do pracy i poświęciłeś swoje życie w domu, niewątpliwie masz w sobie pasję. Łatwo jest stracić z oczu tę pasję, kiedy tęsknisz za domem, jesteś zdezorientowany i stoisz w obliczu arkuszy kalkulacyjnych Excel i nieodebranych wiadomości e-mail. Konieczne jest jednak ponowne łączenie się od czasu do czasu.
Dla mnie pomogło to znieść odrobinę soli, wybrać śmiech zamiast płakać i świętować małe osiągnięcia, zamiast bić się o to, że nie rozwiązałem problemu HIV / AIDS w Południowej Afryce. Miniony rok przeżywał szok kulturowy i frustracje, ale ciężkie chwile przeważają nad nagrodami - chwile, w których pamiętam, że pod koniec dnia niewiele nas wyróżnia jako ludzi.
W końcu wszyscy wywodzimy się od tych samych afrykańskich przodków, o których jestem dość pewny, że działali błogo na „czas afrykański”.