Od momentu, gdy rozpocząłem karierę jako współpracownik mediów społecznościowych, miałem jedno oko na moim tweecie, a drugie na dziale kreatywnym. Ta tajemnicza gromada, zatłoczona w kącie, tatuaże tańczące w blasku ogromnych monitorów Mac. Zawsze wyglądali, jakby zostali zaproszeni na sesję zdjęciową, rysując rzeczy, tworząc rzeczy, tworząc. Namagnesowany, chciałem wejść. Chciałem być Copywriter.
Z tego powodu pomyślałem, że mądrze jest usiąść z dyrektorem kreatywnym, który zatrudnia Copywriterów - wiesz, znaleźć wspólny grunt, na którym można schmoozować, a następnie zabić się z pytaniami o to, czego szuka u idealnego kandydata i jak mogę się przygotować do przeniesienia między biurami.
Spotkanie przebiegło daleko poza scenariuszem. Do tej pory w rzeczywistości, zamiast pochylać się w pośpiesznym wyjściu ze świata monitoringu społecznego i aktualizacji statusu, usiadłem z założonymi rękoma, słuchając jej grzechotania od twórczych przykazań przez zaciśnięte usta.
Bez wyjątków.
Wspaniale, pomyślałem. Nie mam żadnego z powyższych . Pokonany, przez wiele tygodni czułem się sfrustrowany, dzieląc czas między litość na imprezach i badania szkół kopiowania online. Przez jakiś czas nadąsałem się nad metkami cenowymi i jęczałem jeszcze przed przyjaciółmi i rodziną - aż w końcu coś, co powiedział jeden z moich mentorów, Ellen Curtis, przerwało mi okres głębokich i znaczących rozmyślań.
„IRL vs. URL”.
Tłumaczenie: Kim byłem IRL (w prawdziwym życiu) nigdy nie zostanie przyjęty do działu kreatywnego. W tym momencie mój Jansport był nadal w zasięgu wzroku i miałem absolutnie zerowe podyplomowe lub odpowiednie doświadczenie zawodowe. Moją jedyną nadzieją było moje nowo wybite dyplom.
Ale to, kim miałem się stać - to znaczy w Internecie - może sprawić, że będę się w pełni zaangażować. Zasadniczo zdałem sobie sprawę, że będę musiał namalować się na płótnie internetowym jako wnikliwy, zabawny, bystry pisarz, którego chciałbym być postrzegany. Następnie mógłbym użyć tego portretu do kształtowania percepcji i wpływania na wrażenia. Reklamowałbym się, jakbym był marką i zarządzał moją reputacją online, tak jak uważałem za stosowne, upewniając się, że smocza dama dyrektora kreatywnego zobaczy żelazną rękę mimo swojej cennej listy kontrolnej.
Dla przypomnienia, cyfrowe ubieranie się do pracy, którą chciałem (nie tej, którą miałem), działało na moją korzyść, a sześć miesięcy później zostałem Copywriter w dziale kreatywnym. Oto jak poświęcenie czasu mojej osobistej marce pomogło pociągowi opuścić stację.
Zidentyfikować
Po tym objawieniu zastanawiałem się, kim byłem przed zarabianiem, a także kim chciałem iść naprzód. Spędziłem dni, próbując i badając swoje przekonania, umiejętności, pasje i naturalne dary.
I zdałem sobie sprawę, że na studiach nigdy nie skupiałem się na jednym konkretnym talencie - byłem dobrze wychowany i podobało mi się to. Współczesna renesansowa kobieta, uwielbiałam pieczenie, bieganie, podróżowanie, czytanie, tworzenie muzyki i bicie żartów do zgorzkniałego końca z przyjaciółmi. Żadne z tych hobby nie miało większego znaczenia niż inne.
Ale nagle usłyszałem w myślach głos tego samego mentora: „Jeśli chcesz być znany ze wszystkiego, będziesz znany z niczego”. Przełącznik się odwrócił. W końcu stłumiłem filozoficzny funk, który przyszedł z postawieniem pytań „Kim jestem?” I doszedłem do jasnego zrozumienia, co mnie czyni. Chciałem być znany z jedzenia, podróży, muzyki lub mediów społecznościowych. To było pisanie.
Posiadać
Po stwierdzeniu, że moja osobista marka powinna być budowana wokół mojego pisania, zdefiniowałem swoją niszę jako blogera i stworzyłem sobie kącik internetowy. Opierając łokcie mamuskich blogerów, blogerów mody, blogerów sztuki, blogerów kulinarnych i dziwnych blogerów, zaangażowałem się w styl życia i zbudowałem swoją markę na tym filarze prawdy: w konkurencyjnym środowisku tylko fascynujące sukcesy. Musiałem być interesujący. Musiałem udostępniać treści, które lubią.
Tak więc, ilekroć brałem udział w niecodziennym wydarzeniu, takim jak Festiwal Lawendy w Paso Robles lub impreza Honey Harvest Party w Kinfolk w San Francisco, podsumowałem ten cud dnia na moim blogu. Ale żeby było to coś więcej niż cyfrowy dziennik - dzieliłem się listami, które przygotowałem, przepisami, które bezwstydnie przygotowałem trzy razy w ciągu tygodnia, i wszystkimi moimi historiami z podróży. Z wrażliwą szczerością napisałem o śmierci mojego ojca i 10-dniowym okresie spędzonym w Izraelu, gdzie prowadziłem wyścig o długości 13, 1 mili i czułem uczucia głębsze niż wiara. Wpuszczam ludzi. W końcu znalazłem sposób na wykorzystanie tej wszechstronności college'u: Połącz to wszystko na piśmie i rób to w sposób, którego nikt inny nie mógł.
Przerażające, tak. Zdecydowanie zastraszające. Ale przekonanie tego beznamiętnego Dyrektora Kreatywnego, aby zaczął obchodzić mnie i moją pracę? To sprawiło, że wszystko się opłaciło.
Wzmacniać
Mądra kobieta powiedziała mi kiedyś, że jeśli jesteś najmądrzejszą, najbardziej kreatywną i strategiczną osobą na półkuli, nie ma znaczenia, czy nikt nie wie. Tak więc podkręciłem głośność mojej osobistej marki i udostępniłem swoje wpisy na blogu w trzech głównych kanałach społecznościowych: Facebook, Twitter i Instagram. Gustownie ewangelizując, jak lubię to nazywać, uświadomiłem światu moją nową treść i uważnie obserwowałem analitykę mojego bloga. I wiesz co? Z każdym podmuchem społeczności wykres liniowy moich unikalnych gości naśladował obraz samolotu wspinającego się na wysokość.
Warto wspomnieć, że walczyłem z pojęciem narcyzmu - a co, jeśli ludzie myślą, że jestem zakochany we wszystkich tych postach związanych ze mną? Co jeśli zdenerwują się tym, jak często promuję własne pisanie? Ale ku mojemu wielkiemu i mile widzianemu zaskoczeniu przeciwna reakcja zdominowała bieguny. Przytłaczająca większość przyjaciół i nieznajomych pozytywnie zareagowała na linki, które wysłałem przez eter. Ich reakcje były upokarzające i pobudzały mnie do pisania. Kontynuuj produkcję. Twórz dalej.
W ciągu sześciu miesięcy ciągłe fale aktualizacji statusu, tweetów i wiadomości e-mail budowały świadomość wokół mojej osobistej marki. Gdy moi przyjaciele, znajomi i obserwujący skanowali swoje kanały informacyjne na Facebooku lub strumienie na Twitterze, zobaczyli post informujący, że zaktualizowałem mojego bloga. Wiedzieliby, żeby to sprawdzić. Wkrótce znajomi z biura zaczęli naciskać przycisk udostępniania, dzięki czemu mój blog został udostępniony jeszcze większej liczbie osób w większej liczbie sieci. W końcu ta ustna gadka towarzyska przekształciła się w ustne konwenty biurowe.
I krok po kroku przeszedłem z „tej dziewczyny w dziale społecznym” na pisarkę Nicole. Gdy współpracownicy rozmawiali o moim słowie-talentu, było tylko kwestią czasu, aż ktoś o znaczeniu decyzyjnym zrozumie to wszystko i spojrzy na moje niekonwencjonalne kwalifikacje.
I zrobiła.
Bądź na bieżąco: w części 2 tej serii podzielę się więcej o tym, jak moja osobista marka utorowała drogę do tworzenia sieci wewnętrznych, napędzając mój transfer z Social Media Associate do Copywriter.