Była 19:18, a zegar tykał. Miałem tylko 42 minuty, aby zakończyć odpowiadanie na e-maile, podsumować projekt, nad którym pracowałem cały dzień, i wprowadzić kilka poprawek do artykułu.
Przy tak krótkim czasie nie spojrzałam na telefon. Nie przeglądałem internetowej sprzedaży Anthropologie. Nie poszedłem do kuchni na przekąskę. Zamiast tego przejrzałem skrzynkę odbiorczą, od razu zwróciłem się do projektu, a następnie nadałem artykułowi odpowiedni kształt.
Do 19:53 skończyłem.
Mój termin nie pochodzi od mojego szefa ani żadnego z moich (ośmiu) redaktorów. Ustawiłbym to sam, całkowicie arbitralnie. To może wydawać się dziwne; w końcu pracowałem jak szalona kobieta, kiedy mogłem nie spieszyć się. Nic by się nie stało, gdybym skończył o 20:15, 21, a nawet 23.
Uważam jednak, że narzucone przez siebie terminy są jedną z najlepszych zmian, jakie wprowadziłem w życiu zawodowym.
Po pierwsze, zmuszają mnie do bycia o wiele bardziej wydajnym. Kiedy jestem zmuszony do upływu czasu, nie kusi mnie żadna ze zwykłych drobnych rozrywek. Chociaż przeglądanie Twittera lub przeczytanie krótkiej wiadomości może zająć tylko dwie lub trzy minuty, wpływ na moją pracę jest znaczący: zaledwie trzysekundowa przerwa podwaja prawdopodobieństwo popełnienia błędów.
Po drugie, czynią mnie mądrzejszym pracownikiem. Nie tylko jestem automatycznie lepszy w ustalaniu priorytetów, ale nie pozwalam, aby chęć zrobienia rzeczy doskonale powstrzymała mnie od robienia rzeczy. Na przykład, kiedy mam termin pisania, jestem w stanie napisać utwór za jednym razem, ignorując niedoskonałości, a następnie wrócić i wprowadzić zmiany.
Po trzecie, mniej stresują mnie. To sprzeczne z intuicją, że praca w terminie sprawi, że będę bardziej zrelaksowany, ale pozwól mi wyjaśnić. Bez względu na to, co nie zostało zrobione, wyłączam komputer o 8 wieczorem. Zamiast patrzeć na długą listę zadań i wiedząc, że będę pracować, dopóki nie zostaną one zakończone (co często powoduje zwłokę), patrzę na moje obciążenie pracą ze świadomością, że skończę w określonej liczbie godziny. Łagodzi wiele niepokoju.
Przekonany już?
Wiem, że dotrzymywanie terminów narzuconych przez siebie może być trudne, ponieważ cóż, jeśli ich nie dotrzymasz, nie będą miały bezpośrednich konsekwencji. Ale oto kilka wskazówek, które zadziałały dla mnie:
Napisz swoje terminy w swoim terminarzu
Umieszczenie ich w kalendarzu (tuż obok „spotkaj się z Jody, aby przedyskutować raport” i „dokończ podatki”) pomoże ci traktować swoje terminy tak jak swoje zwykłe zadania: prawdziwe.
Zaplanuj coś zaraz po terminie
Jeśli wyznaczysz sobie termin 19, umów się na kolację z przyjacielem na 20:00. To nie tylko wprowadzi natychmiastowość w twoją pracę, ale także otrzymasz nagrodę za wykonanie zadań. Korzystałem również z programów telewizyjnych ( Shark Tank jest włączony o 7, więc ustalę termin 6:45) oraz połączeń telefonicznych i Skype.
Ustaw alarm
Korzystam z funkcji alarmu mojego telefonu, aby zaplanować termin. W ten sposób nie muszę nawet patrzeć na zegar; Mogę po prostu zatracić się w pracy, dopóki mój telefon nie zadzwoni. Jeszcze lepiej, jeśli masz licznik czasu na jajka lub coś podobnego, który możesz skonfigurować, aby obserwować odliczanie - i wiedzieć, kiedy zaczynasz schodzić na sucho.
Niech inne osoby będą cię rozliczać
Zawsze mówię współlokatorom, co zrobię przed upływem terminu. Sam fakt, że ktoś zapyta: „Więc skończyłeś ten artykuł?” Pomaga mi pozostać zaangażowanym.
Odkąd zacząłem pracować nad terminem, moja wydajność znacznie wzrosła. Łatwiej jest także znaleźć właściwą równowagę między pracą a relaksem. Wprawdzie zegar może wydawać się szalony, spróbuj - myślę, że pokochasz wyniki.