Jako dziecko były dwa razy w trakcie roku szkolnego, które naprawdę miały znaczenie. Pierwszym z nich była wycieczka terenowa, w której jeśli miałeś szczęście mieć rodzica jako opiekuna, mogłeś wybrać, kto jechał twoim samochodem. Była to doskonale dziecinna demonstracja siły, która dołączy do ciebie na bardzo oczekiwany dzień.
Drugim był dzień zabrania dziecka do pracy. Wtedy myślałem, że to tylko kolejna wymówka, by uciec z klasy i być z moim tatą, który był moim idolem i królem mego serca. Ale dopiero wtedy, gdy spędziłem z nim cały dzień, nauczyłem się o wiele ważniejszej lekcji na temat tego, co tak naprawdę oznacza bycie potężnym.
Mój ojciec rozpoczął karierę w The Sacramento Bee , drugiej co do wielkości gazecie w Północnej Kalifornii i jego jedynym miejscu pracy od 35 lat. Do dnia zabrania dziecka do pracy nigdy nie byłam w wielkim budynku z cegły i cieszyłam się, że mogę zajrzeć do tego nieznanego świata, który należał do mojego ojca. Tego ranka ochroniarz otrzymał ode mnie odznakę gościa, który wyglądał na przerażająco dużego, ale przywitał nas przyjaznymi oczami. Mimo podekscytowania pamiętam, jak mocno ściskałem kurtkę ojca i nieśmiało mijałem się za nim.
Mój ojciec pracował w Desktop Publishing, która była częścią procesu produkcyjnego gazety. Współpracował z redaktorami, pisarzami i publicystami, decydując, jak gazeta ma wyglądać następnego dnia. Zabrał mnie do pokoju produkcyjnego i pokazał głośne maszyny, które ubijały, prasowały i wypluwały gotowy produkt. Pachniało czarnym atramentem i tym miękkim, niepowtarzalnym papierowym zapachem. W pokoju było ostre żółte światło, które bolało mnie w oczy. Tata spędzał tam większość czasu, tworząc i badając artykuły, i zastanawiałem się, czy światło mu nie przeszkadzało.
Od czasu do czasu spotykaliśmy kogoś, albo konserwatora z niebieskim kołnierzem, który naprawiałby maszyny, albo garniturowego redaktora, który wsuwał głowę, by mieć pewność, że jutrzejszy wydruk będzie we właściwej kolejności. Mój tata znał wszystkich po imieniu i zawsze reagował wesoło. Gdy pracował, dawał mi jutro niepublikowane fragmenty do przeczytania, którymi bardzo się cieszyłem. Chciałbym myśleć, że takie czasy naprawdę wpłynęły na moją pasję do opowiadania historii, czytania i pisania.
Później tego samego dnia poszliśmy na górę i przeszliśmy przez dział marketingu, poznaliśmy zespół sprzedaży i powitaliśmy pisarzy sportowych. Wszyscy byli zawsze szczęśliwi, widząc tatę i nazywali go swoim pseudonimem „Mikey”. Pamiętam, że czułem się wyjątkowo dumny, kiedy odwracali krzesła z każdego wpisu, który pisali i zaczęli ze mną rozmawiać. Pytali mnie o szkołę, mojego młodszego brata i pływanie, co musiało oznaczać, że mój ojciec dużo o nas mówił.
W miarę zbliżania się obiadu w kawiarni spotkaliśmy więcej osób. To były lata 90-te i biznes gazetowy prosperował, a ludzie wykonywali każdą pracę, jaką można sobie wyobrazić. Był bibliotekarz, który znał książki, które mi się podobały, ponieważ mój tata pożyczał je co tydzień. Był krytyk kulinarny, który czasami zabierał go do nowej recenzji restauracji. Redaktorzy sportowi byli głośni, hałaśliwi i przyjaźni, a nawet panie z lunchu machały nam na pożegnanie pod koniec godziny. To był fantastyczny dzień, a na koniec pamiętam, jak byłem dorosły i marzyłem o innym.
Wiele lat później, kiedy zaczynałem własną karierę, często wspominałem ten dzień i zachowanie mojego ojca. Nie był dyrektorem generalnym ani prezydentem, a jego obowiązki obejmowały częściową (choć kluczową) część gazety. Jego praca była zakulisowa, a nie rozrzucona na pierwszej stronie. Było dla mnie jednak jasne, że wszyscy go szanują. Jednocześnie nigdy nie zaniedbywał ludziom szacunku w zamian, czy to prezes, czy kobieta, która sprzątała łazienki. Był przystojny, przystępny i uprzejmy, i uwielbiał wykonywać swoją pracę.
Ten dzień nauczył mnie nieocenionej lekcji na temat osoby, którą chciałem być, a co więcej, tego rodzaju przywódcy w miejscu pracy, w którym chciałbym zostać pewnego dnia. Wiele osób ma horrory o złych bossach i protekcjonalnych menedżerach, co jest prawdziwym wstydem. Niezależnie od tytułu uważam, że najsilniejszy wpływ jest pozytywny i zaczyna się od wspierania kultury życzliwości i szacunku, od stażystów po salę konferencyjną.
I dlatego ten dzień - który zaczął się jako dzień poza klasą - stał się jedną z najcenniejszych lekcji z dzieciństwa, jakich kiedykolwiek się nauczyłem.