Kilka lat temu skontaktowałem się z jednym z moich kontaktów i poprosiłem ją o jej szczere przemyślenia na temat bycia niezależnym pisarzem i redaktorem. Claudine, która miała co najmniej dekadę doświadczenia ze mną, nie miała zachęcających rzeczy do powiedzenia na temat ścieżki kariery: „Jeśli nie masz olbrzymiego salda na koncie bankowym (lub nie poradzisz sobie z byciem super spłukanym), nie poleciłbym tego po prostu jeszcze - powiedziała.
Ona miała rację; było za wcześnie. Potrzebowałem więcej doświadczenia i potrzebowałem stałej wypłaty. Ale mógłbym zacząć trochę pracować na boku, oprócz mojego pełnego etatu z pensją i dodatkami. I tak zacząłem pisać i pisać.
Przekonałem się, że naprawdę podobają mi się kawałki, nad którymi pracowałem, i dlaczego nie powinienem? Nie były to tyle zadania, ile rzeczy, które chciałem napisać. To były moje historie, wiele z nich osobistych. Można powiedzieć, że w praktyce był nawet pewien proces katartyczny. Nic nie wydawało mi się lepsze niż wtedy, gdy skończyłem pracę z właściwym wnioskiem. Nigdy nie dotrzymałem terminu (coś, co dało mi wielką satysfakcję) i mogłem współpracować z kilkoma utalentowanymi redaktorami, którzy sprawili, że moja praca była jak najlepsza. Słyszałem, że odrzucenie rzutu było niedźwiedziem, ale rzadko wpadałem na pomysł, który kiedykolwiek przedstawiałem. To samo w sobie było fajnym uczuciem - może bardziej niż siedzenie i pisanie, przynajmniej podczas szczególnie pracowitych tygodni.
Potem przyszło niegrzeczne przebudzenie.
Jak się dowiedziałem, bycie freelancerem oznacza skakanie przez obręcze. Dużo obręczy. Niemal zawsze wiąże się to z prześladowaniem lub, jeśli wolisz, śledzeniem, raz za razem, raz za razem. Musisz naprawdę, naprawdę chcieć dostać zapłatę, ponieważ, zaufaj mi, nikt się nie przewróci, żeby się upewnić.
Jesienią ubiegłego roku spotkałem się z tą rzeczywistością. Poprzednie doświadczenia nie były tak brutalne, zwykle obejmowały tylko jeden lub dwa e-maile „Gdzie są moje pieniądze?”. A ponieważ liczę na moją pensję, by płacić rachunki i kupować artykuły spożywcze, na szczęście raczej nie odrzuciłem żadnych czeków z powodu zaległych płatności. Ale to nie jest prawie to samo, co powiedzenie, że nie obchodzi mnie, czy dostanę zapłatę. Podpisałem umowę, ukończyłem zadanie i zasłużyłem na wypłatę.
Niedawno odkryłem, jak daleko byłem gotów to zrobić. Ten punkt 100 $.
Zaczęło się, gdy sprawdziłem zapłatę za kawałek, który zafakturowałem ponad miesiąc wcześniej. Na zautomatyzowaną odpowiedź redaktora, z którym pracowałem, wysłałem e-mail do działu rozliczeń organizacji i powiedziano mi, że, jak być może wiem, „Firma boryka się obecnie z pewnymi wyzwaniami, które ograniczyły nasze dostępne przepływy pieniężne. Badamy możliwości rozwiązania tych ograniczeń i doceniamy Twoją cierpliwość i współpracę podczas pracy przez ten okres. ”
To był dość miły e-mail, a ja jestem osobą współczującą, ale szczerze mówiąc, nie zastanawiam się nad problemami z przepływami pieniężnymi. Nie mój problem. Odpowiedziałem jednak nieco grzeczniej, mając jednak nadzieję, że rozmowa będzie kontynuowana, a moja płatność nadejdzie.
Kiedy tydzień później sprawdziłem, powiedziano mi, żeby sprawdzić w następnym tygodniu.
Raz w tygodniu przez następne kilka tygodni właśnie to robiłem. Nikt nie odpowiedział. Właśnie wtedy zabrałem się do LinkedIn. Odważnym, ale nie wydaje mi się, że szalenie nie w linii, sięgnąłem do redaktora. Obficie przepraszam, że przeszkadzam i życzę jej dobrze, gdziekolwiek teraz pracuje, zapytałem ją, czy mogłaby wskazać mi właściwy kierunek. Czy wiedziała o kimś, z kim mógłbym się skontaktować, aby pomóc mi rozwiązać tę sprawę?
Ku jej wdzięczności (i moje zdziwienie) odpowiedziała własnymi przeprosinami, zszokowana sytuacją, która miała miejsce po poważnych zwolnieniach w organizacji. Zgodnie z jej sugestią wysłałem e-mail do działu sprzedaży. Niemal krzyknąłem z zachwytu, gdy ktoś natychmiast odesłał mi wiadomość e-mail, oferując kolejne przeprosiny i stanowczą obietnicę: „Jeśli prześlesz mi fakturę, osobiście upewnię się, że zostanie to wysłane jak najszybciej. W międzyczasie daj mi znać, jeśli mogę coś jeszcze zrobić i / lub zapewnić. ”
Ulżyło mi! Nareszcie miałam zarabiać za ten kawałek! Te 100 $ było moje!
Ale idź, nie słyszałem od nikogo i nigdy nie otrzymałem czeku ani potwierdzenia, że moja faktura jest przetwarzana.
„Cześć Stacey”, kobieta, z którą korespondowałem, napisała: „Szczęśliwy piątek. Zgodnie z obietnicą przekazałem twoje informacje i fakturę księgowości, a także mojemu zarządowi, który będzie obsługiwany. Powiedziano mi, że będą kontaktować się JAK NAJSZYBCIEJ, więc informuj mnie na bieżąco, a jeśli to konieczne, skontaktuję się z Tobą, aby pomóc Ci rozwiązać problem. W międzyczasie życzymy udanego weekendu! ”
Odchodzę 10 dni, zajęty pracą i życiem, zanim znów wyciągnę rękę. Mój e-mail spotkał się z kolejną rundą przeprosin i kolejną obietnicą, że zostanie sprawdzony. Często czułem się, jakbym rozmawiał przez telefon z agentem obsługi klienta, narzekając na coś i czując, jak w moim głosie rośnie gniew, próbując sobie przypomnieć, że to nie wina przedstawiciela, że mój lot został odwołany.
W końcu wypróbowałem inną taktykę i przesłałem: „Zastanawiam się, czy złożenie pozwu w sądzie ds. Drobnych roszczeń byłoby bardziej skuteczne? Jeszcze nie słyszałem od nikogo z księgowości i, szczerze mówiąc, jest to niedopuszczalne. Podpisałem umowę, opublikowałem mój utwór i zasługuję na odpowiednią rekompensatę. ”
Zwróciło to uwagę kogoś, ponieważ około pół godziny później otrzymałem e-maila od wewnętrznego doradcy witryny, który poinformował mnie, że moja płatność zostanie zrealizowana w tym tygodniu. Niecałe 10 dni roboczych później czek dotarł.
W tej chwili nie czekam na wypełnienie żadnych innych faktur i nie jestem nic winien redaktorom. Chociaż nie chodziło prawie wyłącznie o pieniądze, był to dla mnie niezaprzeczalny czynnik, ponieważ znajduję się w punkcie życia, w którym po prostu nie mam czasu na pracę za darmo. Nie oznacza to, że nie powinieneś badać swoich opcji, jeśli nie pociągają za sobą dużych dolców (zwłaszcza jeśli robisz to, aby rozwinąć swój zestaw umiejętności), ale raczej, gdy bierzesz udział w pobocznym koncercie powinieneś osobiście sprawdzić, dlaczego chcesz to zrobić. Dla mnie był to fajny rynek, który co miesiąc dawał mi trochę dodatkowych pieniędzy. A kiedy nagle przestało to być, nie było już tego warte.
Mówimy to często, ale warto to powtórzyć: Najważniejsze jest to, że musisz robić to, co jest dla ciebie odpowiednie. Jeśli Twój koncert będzie denerwujący lub bardziej stresujący, możesz ponownie ocenić, dlaczego to robisz. Tak, będą wyzwania, ale nie powinny być tak nie do pokonania, że skończysz tak jak ja, grożąc działaniami prawnymi. To wielka zaleta w podejmowaniu jednego z tych projektów - w przeciwieństwie do pracy na pełnym etacie, masz pełną kontrolę nad tym, jak się to odbywa.