Pamiętam dzień, w którym moja mama przyniosła do domu Sharie i Jillian. Byli nowymi członkami naszej rodziny i na początku byliśmy sceptyczni. Ale doszliśmy do wniosku, że zasługują na szansę. Moglibyśmy przymierzyć je przez chwilę i zobaczyć, co pomyśleliśmy. Obaj wyglądali na cichych i nieco powściągliwych, ale po ich włosach można było stwierdzić, że mieli zupełnie inne osobowości.
Gdy tylko zobaczyłem ich blade, martwe twarze, zdecydowałem, że potrzebują przeróbki. Nie dość jeszcze, by mieć makijaż, zagłębiłam się w szufladzie mojej mamy. Kędzierzawe loki Sharie wymagały poważnego uroku: czerwona szminka, odrobina rumieńca, trochę funky kolorowego cienia do powiek i niejasna para fałszywych rzęs ozdobionych diamentami. Jillian przybrała bardziej powściągliwy wygląd, pasujący do jej krótkiej, prostej postawy. W końcu oboje wyglądali bajecznie, godni przedstawienia. Które były - przez następne półtora roku Sharie i Jillian siedziały na komodzie mojej mamy, a ich nowo zdobione styropianowe głowy trzymały peruki mojej matki.
To moje najbardziej żywe wspomnienie z czasów, gdy moja mama miała raka piersi. Jasne, są wspomnienia dni po tym, jak przeszła szczególnie złe traktowanie, kiedy chodziliśmy na palcach wokół skrzypiących drewnianych podłóg na górze szepcząc: „Ćśśśś, mama śpi”. Są wspomnienia, jak włosy mojej mamy powoli wypadają, a potem w końcu jadę z nią samochodem, by ogolić głowę. Na początku mieliśmy spotkanie rodzinne, aby moi rodzice mogli ogłosić: „Twoja mama ma raka”, a następnie kolejne, aby powiedzieć nam: „Promieniowanie nie działało, więc spróbujemy chemii”. Nie jestem nawet teraz pewien, czy wszystkie te wspomnienia są prawdziwe, czy też składają się z tego, co moim zdaniem powinno obejmować wspomnienia dotyczące raka.
Cokolwiek by nie było, są to słabe wspomnienia w porównaniu z perukami, czapkami i szalikami - rzeczy, których moja mama używała do zakrycia bezwłosej głowy. Nie podobało jej się żadne z nich, ale kochałem je wszystkie. Ilekroć słyszałem, jak narzeka na kapelusz, zdejmowałem ją z głowy i nakładałem na moją, obserwując się w lustrze:
„Nie rozumiem, dlaczego ich nie lubisz, są takie słodkie!”
„Cóż, jesteś kapeluszową osobą, Erin” - odpowiedziała, uśmiechając się do mnie.
Nie wiedziałam, co uczyniło kogoś „czapką”, ale najwyraźniej nie była nim. Mimo to zawsze wychodził z czegoś. W domu tak ją nie obchodziło. Wszyscy wiedzieliśmy, co się dzieje, więc nie miało znaczenia, czy zostawiła wokół nas swoją głowę. Ale nawet przy tak oczywistych skutkach jej choroby to, co bolało moją mamę, nigdy mi nie przeszkadzało.
W większości moja codzienna rutyna pozostała niezmieniona. Spędzałem dzień w szkole, a potem wracałem do domu i znajdowałem mamę na kanapie - „odpoczywała”, jak to nazywała. Czasami oznaczało to spanie, ale częściej nie spała i była gotowa usłyszeć o moim dniu. Kiedy mój tata wrócił do domu, wszyscy zjedliśmy razem obiad, a potem spędziliśmy czas z rodziną - ja czytając Harry'ego Pottera na głos lub wszyscy oglądając Nicka w nocy - przed pójściem spać. Brak chronicznie nieobecnych rodziców. Żadnych dodatkowych obciążeń dla mnie i mojego rodzeństwa.
To prawda, mój brat i siostra byli prawdopodobnie zbyt młodzi, by zrobić wiele. Mając zaledwie cztery i sześć lat, nawet nie wiedzieli, co to jest rak, i na pewno nie można oczekiwać, że nabiorą zbyt dużego luzu dla mojej mamy. Ale miałem 12 lat, a w tym dojrzałych 12 lat. Powinienem był zrozumieć, co się dzieje i być bardziej pomocny dla moich rodziców. Wszystkie rzeczy, które mogłem zrobić - zająć się rodzeństwem, przygotować się do szkoły, zrobić obiady dla rodziny - nie zrobiłem tego. Po prostu kontynuowałem życie tak, jak przed moim rakiem.
Czasami kusi mnie, by obwiniać moich rodziców za brak włączenia się w walkę mojej mamy. To było prawie tak, jakby ukryli to przede mną, jakby nie sądzili, że dam sobie radę z trudnościami, z którymi się borykają.
Innym razem zastanawiam się, czy mój brak zainteresowania podczas tej walki był moją winą. Byłem dziewczyną ze szkoły średniej zamkniętą w swoim własnym świecie. W ciągu półtora roku, gdy moja mama była leczona, stałem się nastolatkiem, zacząłem golić nogi, znalazłem pierwszego chłopaka i zaplanowałem swoją przyszłość jako projektant wnętrz. Byłem bardzo skoncentrowany na sobie. Nie przeszkadzało mi, że mama jedzie do szpitala - o ile w pobliżu jest ktoś, kto zawiezie mnie do domu mojego przyjaciela. Nie martwiłem się, kiedy mój tata zabrał nas na wakacje, kiedy została w domu - byłem podekscytowany, że mogłem pojechać na obóz!
Ale myślę, że tego właśnie chcieli moi rodzice.
Chcieli normalnego dzieciństwa dla mnie i mojego rodzeństwa. Nie uważali, że powinniśmy się martwić, że mama nie będzie w domu za rok, ani myśleć o szalonych chemikaliach pompowanych do jej ciała. Woleli, żebyśmy ozdabiali głowy manekina i przeprowadzali brata przez dom w kobiecej peruce. Chcieli, żebyśmy się śmiali, i chcieli się śmiać razem z nami. Nie sądzę, żeby chcieli, aby rak zaraził także nasze życie.
Dopiero kiedy kończyłem studia, zdałem sobie sprawę, jak niewielki wpływ mam na raka moja mama. W tym czasie żałowałem, że tak nie jest. Pomyślałem, że gdyby to było bardziej traumatyczne, mógłbym coś z tego zyskać. Może lepsze zrozumienie złych rzeczy na świecie pomogłoby mi naprawdę docenić dobro. A może pomysł nieobecności jednego z moich bliskich pomógłby mi cenić cały czas, jaki mam z nimi. Gdybym nauczył się tych wszystkich rzeczy poprzez traumatyczne doświadczenie z rakiem, mógłbym napisać o tym cholernie dobry esej aplikacyjny.
Ale udało mi się to dzięki aplikacjom na studia z mniej stereotypowymi i bardziej znaczącymi doświadczeniami. I zdałem sobie sprawę, że nigdy nie potrzebowałem dramatycznej historii z morałem na końcu. Uczyłem się i dorastałem, nie z powodu choroby mojej matki, ale pomimo tego. Moja więź z rodziną rosła bardziej przez śmiech razem niż przez martwienie się razem. Nauczyłem się doceniać, jak wspaniałe było moje życie, ponieważ moi rodzice pozwolili mi żyć cudownie, a nie dlatego, że niektóre niszczycielskie małe komórki uświadomiły mi, jak złe mogą być rzeczy. Dla mojej rodziny rak był wybojem na drodze, którą przejechaliśmy, śmiejąc się i śpiewając przez cały czas, a potem zapomniałem o kilka mil dalej. I chociaż jestem pewien, że droga była dla mojej mamy bardziej wyboista, nigdy nie zawahała się, idąc dalej.
Jedno wydarzyło się w czasie mojej mamy z rakiem. Z całym swoim dodatkowym czasem w domu moja mama założyła własny biznes. Jego celem była pomoc kobietom niezadowolonym z życia, aby dowiedzieć się, co ich uszczęśliwi. Jego nazwa: Emergo, co oznacza „wyłonić się”. Pamiętam, jak robiłem jej zdjęcie do broszury. Stojąc obok drzewa na naszym podwórku, ubrana w Jillian i duży uśmiech, moja mama nie wyglądała jak kobieta cierpiąca na raka. Nie wyglądała jak kobieta cierpiąca na cokolwiek. Zachorowała na raka i nie okazała się gorsza z powodu zużycia, tylko mądrzejsza.
I wydaje mi się, że teraz też się pojawiłem - poprzez etapy skoncentrowanego na sobie pre-nastolatka i interesującej kandydatki do college'u, aby stać się młodą kobietą, którą jestem dzisiaj. Jestem gotów napisać moją „historię raka”. Żadna pełna zmagań, dramatów, obwiniania się i próżności - rodzaje relacji, które pojawiłyby się, gdybym próbował napisać to wcześniej. Jestem w stanie napisać prawdziwą historię o tym, jak moi rodzice ukryli przede mną raka, nie dlatego, że nie sądzili, że sobie z tym poradzę, ale dlatego, że nie uważali, że powinienem to zrobić.
Za to wszystko i jeszcze więcej dziękuję im.