Nie myślę o sobie jako o ocalałym, ale chyba tak.
Po drodze nie było dramatycznego punktu kulminacyjnego, ślubowania Scarlett O'Hary przeciwko głodowi i bólowi, bez pięści na niebie. Byłem tylko ja, skulony pod stosem kołder modlitewnych od przyjaciół i rodziny, robiąc to, co zrobiłaby każda normalna osoba.
Jasne, były interesujące momenty. Przeszedłem czas udawania, zarówno mojej rodzinie, jak i mnie, że chłoniak nieziarniczy na 4. etapie jest naprawdę dobrą rzeczą. Jackie Kennedy miała tę samą formę raka, co ja, więc to było tak, jakbym miał nagle mistyczną więź z Camelotem - bardzo szybko ja też będę wdzięczny i piękny i przepełniony wiarą pośród moich cierpień. Przez jakiś czas pociłem ją pod peruką, która sprawiała, że wyglądałem jak obłąkana Jennifer Aniston, próżno rysując brwi i mówiąc dwójce dzieci, że wszystko będzie dobrze.
Powiedziałem to również moim współpracownikom - aż do dnia, w którym musiałem przyznać, że chemioterapia zamazała moje myślenie do tego stopnia, że nie mogłem już wykonywać pracy na własny rachunek. Poszedłem więc do domu i usiadłem na kanapie, płacząc z powodu mojej utraconej wydajności i, być może, mojego utraconego życia. To nie było dokładnie heroiczne zachowanie.
Potem, szczególnie szczególnie negatywny „nie wyjdę z tego dnia”, podjąłem decyzję. Chciałem zacząć pisać jeszcze raz. Nie do pracy, ale do moich dwóch młodych synów. Jeśli coś mi się stało, chciałem, aby zrozumieli swoje dziedzictwo.
Miałem stos opowieści o moim tacie i jego trzech braciach, którzy dorastali w domu alkoholika podczas II wojny światowej. Zacznę tam Moja książka byłaby jak Małe Kobiety , tylko z chłopcami, alkoholem i zaniedbaniem. Mój tata był mądrym dzieciakiem, który robił, co chciał - w tym stukając w linie telefoniczne w sąsiedztwie, skalując dach na poddaszu, a nawet przyciągając uwagę FBI. Jego historie pokazywały humor podczas kłopotów. Mógłbym to wykopać.
Mój laptop dołączył do mnie na kanapie i zaczęło się pisanie. Za każdym razem śmiałem się, płakałem i zacząłem akceptować - a nawet mieć nadzieję. Moja rodzina też. Każdego dnia po szkole pojawiła się nowa proza dla nas do wspólnego czytania i łączenia się. W naszej sytuacji zaczęliśmy nawet znajdować małe fragmenty humoru.
Czy to niezwykłe? Nie wydaje mi się Wiele osób pisze, gdy są chorzy - w czasopismach, na blogach. Miałem szczęście, że udało mi się skończyć książkę, przejść chemię i - cud cudów - znaleźć wydawcę, który chętnie przyjmie chorego z głupimi włosami. (Nota redaktora: Książka Stephanie, Victory on the Homefront , opublikowana pod pseudonimem DS Grier, ukazała się tej wiosny. Poszukaj jej w Amazon oraz w Barnes and Noble.)
Rok później byłem gotowy wrócić do pracy. Cóż, w pewnym sensie. Miałem nowy problem. Nigdy nie mówią ci o chemii, ponieważ zawiera sterydy i szalone hormony, które prowadzą do przyrostu masy ciała. Nie mogłem zmieścić się w jednym z moich strojów roboczych. Pojawiły się kolejne łzy.
Byłem więc gotowy na przynętę, gdy do stowarzyszenia Leukemia and Lymphoma Society przyszła ulotka, która powiedziała mi, w jaki sposób sponsoruje biegaczy trenujących na wyścigi w ramach programu Team in Training. To było korzystne dla obu stron: zebrałbym pieniądze, aby pogłębić wiedzę medyczną na temat mojej choroby, a jednocześnie schudłem. Wysłałem listy z zaproszeniami do osób na mojej liście kart świątecznych i rozpocząłem szkolenie.
Sześć miesięcy później ukończyłem półmaraton i zebrałem 11 000 USD na badania nad rakiem. Przez większość wyścigu płakałem (ciężko płakać i biegać jednocześnie, powiem ci) i straciłem pierwsze 20 funtów. Mogę teraz ubrać przynajmniej niektóre z moich starych ubrań.
Po wyścigu otrzymałem wszystkie komentarze od ludzi o tym, jak moja historia była tak inspirująca - książka, bieg. Ale nie myślę o tym w ten sposób. Moja książka to szczęśliwy zbieg okoliczności, podobnie jak fakt, że ludzie z Towarzystwa Białaczki i Chłoniaka stosują strategię odchudzania jako sposób na zbieranie pieniędzy.
Zrobiłem to, co zrobiłby każdy inny w moich okolicznościach. Prawdopodobnie nikt nie nakręci nagrodzonego Oscarem filmu o moich doświadczeniach (choć jeśli tak, mam nadzieję, że Tina Fey dostanie tę rolę). Przetrwanie raka nie wygląda jak film. To jest jak wrak samochodu w zwolnionym tempie - tak zwolnionym, że właściwie nie widać akcji.
W końcu chodzi o powolną pracę. Ale teraz mi to wystarczy.