Na początku mojej kariery byłem często przytłoczony poczuciem rozdarcia. Byłem ciągnięty, mentalnie i fizycznie, między ludźmi, którzy tak wiele dla mnie znaczą, a karierą, która tak wiele dla mnie znaczy.
Zaczęło się jako młody profesjonalista, kiedy miałem szansę przejść globalny program szkoleń kredytowych w Chase Bank i zostać jedną z pierwszych kobiet w kierownictwie firmy. Czy musiałem pracować dłużej niż moi koledzy? Tak. Czy musiałem być bardziej przygotowany? Tak. Czy chciałem udowodnić, że jestem równy? Tak. Czy byłem tym zachwycony? Absolutnie.
Ale jak mogę to wyjaśnić mojemu mężowi, moim znajomym, a później moim dzieciom? Długie dni, długie noce i długie weekendy pracy - znasz syndrom. Przyznaję, że nawet w nocy spałem w banku, ponieważ pracowałem zbyt późno, by wyjść.
I trwało to dalej. Kiedy miałem dzieci, byłem jedyną pracującą mamą w naszej dziewiczej małej, podmiejskiej społeczności. Kiedy byłem tym, który miał upiec babeczki, wyrzucono mnie z równowagi, gdy idealna mama z klasy wyłowiła puste śmieci Entenmanna ze śmieci. (Kto wiedział, że mój osobisty dotyk kropelek nie przekonałby wszystkich, że są domowej roboty?)
Równowaga praca-życie? Jakość sama w sobie zwykle dotyczyła łazienki. Mówiąc o łazienkach, podczas gdy w Chase (tak, wreszcie dyrektor wykonawczy) i dojeżdżającym do pracy, odbyłem poranne spotkania dla moich koleżanek w damskiej toalecie o 7:30 rano, kiedy nakładałem makijaż. (My kobiety dobrze wykonujące wiele zadań!)
Nigdy nie czułem się, jakbym był „w tej chwili” - mój umysł zawsze był w miejscu, w którym nie byłem. Czułem się winny za wszystko i było to namacalne.
Czy to wszystko oznacza, że radzę mojemu młodemu ja iść na kompromis? Aby wybrać między karierą, mężem (przez chwilę), dziećmi i przyjaciółmi? Nie ma mowy. Powiem jej, żeby zastosowała tę samą strategiczną listę priorytetów, którą zrobiła w pracy, w swoim życiu osobistym. Aby zostać CEO jej życia. I żeby sprawdzić winę przy drzwiach.